Henryk Tomaszewski
Wystawa plakatów plakatów rysunków Henryka Tomaszewskiego Tyle, ile trzeba Plakatem można robić na różne sposoby i sposobiki. Ale gdyby ktoś zapytał mnie o wzór plakatu, jego zasadę odpowiedziałabym: Tomaszewski Może dlatego, że w domu jeden z jego plakatów teatralnych wisiał zawsze na drzwiach, przyczepiony do szyby. Choć dawno już zwinięto go i schowano - tak głęboko zapadł mi w pamięć, że przez wiele lat inaczej nie potrafiłam wyobrazić sobie plakatu. Gorzej - inaczej nie mogłam wyobrazić sobie drzwi. W Galerii Grafiki i Plakatu otwarto indywidualną wystawę urodzonego w 1914 roku artysty, który od lat zajmuje się plakatem, a także grafiką książkową, ilustracją, rysunkiem: Do roku 1985 uczył w warszawskiej ASP. Zgromadzono część jego dorobku: około 40 oryginalnych projektów plakatów w małej i dużej skali oraz rysunki i kolaże z lat 1957-1983. Można tu zobaczyć plakaty w takim stanie, w jakim wyszły spod ręki artysty. Widać, co zostało naklejone, co narysowane, co namalowane -  pędzelkiem i flamastrem, farbą i tuszem. Ideę plakatu, jego kompozycję można docenić z daleka. Z bliska jednak plakat też ma smak, to jest smak szczegółu. A bywa. że w szczególe oprócz warsztatu też można zobaczyć ideę. Na plakacie z okazji II Międzynarodowego Biennale Plakatu (1968) w dowie „Affiche" dwa „f'” stojące koło siebie różnią się jak mąż i żona. Pierwsze jest napisane bardziej od ręki, delikatne, fantazyjne, wiotkie, drugie - męskie i proste w wykroju. Literki przyciągają się i odpychają, a napięcie między nimi potrzebne jest po to, by słowo „Affiche" zabrzmiało mocniej i wyraźniej niż zwykle oraz żeby zarazem wewnątrz tego słowa znalazł się jakiś przewrotny przystanek, miejsce na wzięcie oddechu, uśmiech, a może grymas. Jeśli się przyjrzeć plakatom Tomaszewskiego, takich miejsc jest w nich więcej. Każdy stosunek form jest przemyślany, napięcia rozłożone są oszczędnie, ale ściśle obliczone. Każda litera ma sens. Czy litera w plakacie jest aż tak ważna? Plakat w obecnej formie pojawił się wtedy, kiedy na afiszu zaczęto oprócz napisów umieszczać obrazy - symbole reklamowanego towaru albo wydarzenia. Litera jednak nie znikła i zaczęła sprawiać kłopot. Poważną kwestią stało się rozwiązanie proporcji między obrazem a tekstem, stworzenie układu, w którym tekst i obraz by się nie gryzły albo właśnie gryzły, ale z interesującym skutkiem. Bywało, że czcionka w plakacie się akademizowała, przez lata używano wciąż tego samego szablonu, by go nagle przełamać i literę oderwać od przyzwyczajeń, wygiąć, ożywić, rozproszyć, uprościć albo skomplikować. Takich przemian dokonał przełom secesyjny, potem także konstruktywistyczny. W zasadzie każdy wielki twórca plakatu taką rewolucję przeprowadza sam i tak potrafi przekształcić plakat, że sam wydaje się wynalazcą tego gatunku sztuki. W roku 1948 Henryk Tomaszewski dostał pięć złotych medali na Międzynarodowej Wystawie Plakatu w Wiedniu. W plakatach z tego czasu uderza malarskie traktowanie form, różnorod¬ność czcionek - jak w „Symfonii pastoralnej" albo „Baryłeczce" (1947). W innych dominującą rolę odgrywają napisy, jak w plakacie do „Obywatela Kane" (1948) - one konstruują obraz. Już w tych wczesnych plakatach rozpoznajemy specyficzne pismo Tomaszewskiego - pojawia się w nich krój pisma odręcznego jak z zeszytu, raz posłusznego, raz wściekłego, raz kobiecego, raz męskiego. Z czasem pismo to staje się coraz bardziej wyzwolone, niegrzeczne. Ma to ogromne znaczenie, bo kreska, którą artysta pisze i którą rysuje, jest ta sama. Czasem wzmaga jej działanie przez kontrast z pismem albo rysunkiem szablonowym - jak w plakacie do „Skoro go nie ma" Peipera (1973), gdzie tytuł nabazgrany jest niezgrabnie na dole i na górze, zaś obrazek - to wycięta jakby ze starej ilustracji główka mężczyzny w kapeluszu. W latach 70. i 80. plakaty stają się coraz bardziej proste i zredukowane. W plakacie do ;,Edwarda II" Madowe' a (1988) artysta stosuje dowcipny chwyt - litery wyglądają tak, jakby zostały napisane palcem umaczanym w czarnej farbie. Pośrodku go narysowano - nieprzyzwoity palec wskazujący, sprawca wszystkiego. W plakacie do wystawy Wojciecha Zamecznika (1988) mamy już tylko inicjały „WZ", czarne na białym tle, narysowane od ręki, charakte¬rystycznym wyzywająco niedbałym ge¬stem. Litery spełniają rolę obrazu, dodano tu tylko trzy różnokolorowe plamki - znak, że chodzi o artystę. W późnych plakatach Tomaszewskiego mnóstwo jest światła, tło bywa białe, zapełnione oszczędnie. Rysunek jest czymś pomiędzy niedbałą bazgraniną a pośpieszną wycinanką. W rzeczywistości jednak wszystko w tej niby niedbałości jest przewidziane i ma swoje miejsce. Niczego nie jest tu za dużo. Jest tylko tyle, ile potrzeba. No, może trochę więcej. DOROTA JARECKA Gazeta Wyborcza 1 października 1996